Lubiatowo 30.07.2021

Wóz zaplecza technicznego

Wujo Daro leci jutro o świcie do Białogóry. I wcale nie na prognozę leci, tylko do żony, do wnuczki, żeby w niedzielę zabrać ten cały majdan do domu. Więc sprzętu zabrać nie może. I tu ew. moja rola jako wozu zaplecza technicznego by była…
Z tym że problem taki może być, że prognoza jest trochę za bardzo…
Czyli cała operacja rozwija się (lub zwija) bardzo dynamicznie…
MichalG

Niech obraz przemówi:

Niech obraz przemówi:

Kilka refleksji z wiązanych z ostatnim weekendem na wybrzeżu i pływaniem & fotografowaniem w Lubiatowie.

Wujo Micho, jeszcze raz dzięki za przyjazd z odsieczą i dowiezienie i odwiezienie sprzętu! Sam nie mogłem o siebie zadbać, bo w obie strony miałem pełną “wywrotkę” dużych i małych wczasowiczów z ich ulubionymi rowerkami, łopatkami i wiaderkami. Wiadomo jak piachu tyle to kopać trzeba!

Trochę głupio mi z tymi fotkami, bo Wujo załapał się tylko raz i tylko jako aktor drugiego planu. Czerwono bordowy żagiel + żółta koszulka lidera. W sumie to sam sobie winien, bo mógł podjeżdżać bliżej obiektywu. Nie dziwota jednak ten brak entuzjazmu Wuja do parcia na szkło. Nazbyt częste przebywanie w przyboju przez nas dwóch wsiowych windsurferów byłoby brakiem rozumu. Zginęlibyśmy my i niechybnie pchły nasze. No ale nasze pchły nie chciały odpuścić, więc podjęliśmy tą nierówną walkę. Zresztą… tam daleko, co któraś locha też się łamać potrafiła… oj potrafiła! Tego fotki i widok z brzegu nie oddają. W tych strasznych, grzmiących hukiem dołach spokojnie mógłby zawrócić na ręcznym pekaes z Grójca i nikt by go nawet nie zauważył. Dodać należy, że tego sądnego (dla nas) dnia nasze żagle 4,0 i 4,3 dla nas były jakby nieco za prędkie i za narowiste… takie 3,7 - 4,0 byłyby chyba lepsze.

Wieczór z piątku na sobotę to grill przy zaprzyjaźnionej przyczepie na kempingu w Białogórze. Wujo co alkoholu w zasadzie nie tyka, tyknął fest lufę z “whiskaczem” jak przedszkolak lemoniadę. To zrozumiałe po takich morskich atrakcjach! Miałem wrażenie, że potrzebował wstrząsu, odreagowania i jakby trochę świętował… że drugi raz się narodził… że nagle ujrzał jak na dłoni całe swoje piękne życie… Zupełnie jak ktoś kto w ostatnim momencie uciekł w bok przed pędzącym pociągiem towarowym prowadzonym przez naćpanego maszynistę. Byłem wzruszony. Nawet uroniłem łzę… i ta łza wpadła mi do szklanki… i moja angielska wóda stała się słabsza… delikatniejsza… mniej siekała… jakież to piękne…
I w ten to subtelny sposób dzięki Wujowi mniej mi potem w głowie szumiało… prawie w ogóle…
Brawo Wujo! Brawo on!

W sobotę też pojechaliśmy do Lubiatowa, choć prognoza nie rozpieszczała. I tak byliśmy w okolicy, ostatni dzień nad morzem więc czemu nie. Lepsze to niż leżeć na kocu albo przybić sobie stopę do piachu wbijając parawan. Wujo 5,0 ja 5,3. Fal brak i kierunek trochę on. Ledwie godzinkę udało się poobcować z wilgocią, a potem nagłe przerwy w ślizgu kazały się wylogować. Podsumowując warto było.
Przez duże W i duże B.
DarekF

Written on July 30, 2021