Dobrzyń nad Wisłą 03.04.2020

Mały dąs że może 4,5!

Smaruję gębę dermosanem. Zajeżdżam. Jest 10,43. Na razie jestem sam. Woda wygląda Bosko. Świeci słońce.
Od razu leci fota do Wuja i meldunek że wyłazić będę na 4,7. Wujo nie wytrzymuje ciśnienia i oddzwania. I zaczyna mi marudzić. A że rano trzeba było, a że on teraz nie wie, a że po południu jak dojedzie to już będzie kiszka i takie tam sianie niepokojów.
Stawiam Wuja na baczność… że musi przyjechać, że na 5,0 to na pewno popływa, że lotnicza prognoza daje wiatr do wieczora, że nie wiadomo czy i kiedy następny raz… i takie tam argumenty siły cisnę. Wujo kruszeje i na koniec gada że przyleci.
Tak i wyłażę na 4,7 a dojechany Rafał na 4,2. Pół godzinki jest miodzio, ale potem wiater zaczyna marudzić jak Wujo godzinę wcześniej. Wykrakał, jak nic wykrakał sobie myślę, motyla noga! kurcze pióro!
Nie no, w sumie wieje tylko te 4coś trochę za małe. Wszyscy dojechani też się trochę męczą bułę na 4coś. Nikt jednak nie zmienia. Tak mijają 2 godziny. Niektórzy dają sobie spokój. Słoneczko cały czas świeci.
Pojawia się kolejny dojechany… to Wujo!
Akurat schodzę zjeść batona. W oczach Wuja widzę pytanie. Tylko 5,0 jak dla Ciebie i większa deska odpowiadam. Mały dąs że może 4,5!
Poprawiam że żadne 4coś tylko 5,0!!! Zanoszę Wujowy tuzin finów na cypel, a sam zabieram swoje 4coś i takluję brutalne 5,3. Kątem oka widzę, że Wujo już na czarno i gramoli się we wodę. Tym samym kątem oka widzę, że pierwszy hals Wuja nie przejdzie do historii. Sam Wujo to coś potem fonetycznie określił jako: fhu… fhu… Trafnie, bo na fhu, fhu to nawet Wujo na 5,0 konkretnie nie odpali.
Zabieram na czaszkę brutalne 5,3 lecę na cypel i wracam do gry! Dołącza też dwóch ostatnich dojechanych. Wiater też wraca do gry! Gra trwa prawie 2 godziny. Gra trwa bez niedomówień. Gra jest równa. Bardzo równa! Słońce świeci! Mijamy się, łapiemy fale, skaczemy, ostrzymy, odpadamy, później znów mijamy się, znów skaczemy! Zabawa trwa na całego! 12 hektarów wody pod urwiskiem jest tylko nasze i nikomu tego nie oddajemy.
Pełna pacyfikacja!
Pełne zwycięstwo!
Dojechani nie istnieją!
Lokalesi nie istnieją!
Nikt nie istnieje!
Naszą techniką wycieramy nimi wszystkimi podłogę!!!
Rzeź jest zupełna!!!
Dobrzyńskie dzieci będą o tym uczyć się w szkole!!!
Amen.

Brzeg. Słońce świeci. W oczach Wuja widzę swoje odbicie wraz z uwielbieniem. W oczach Wuja znów widzę pytanie. Widzę w nich jak Wujo pyta: Jak mam Ci Wujo Daro podziękować że… że jesteś? Jak Ci Wujo Daro wynagrodzić żeś był tak stanowczy, żeś był tak nieustępliwy, żeś był tak przewidujący, żeś był tak… tak dobry dla mnie po prostu?
Nie czekam chwili z odpowiedzią! Walę prosto z mostu!

  • Flaszeczka leci! Wujo Micho… flaszeczka leci!

Jadę. W sercu satysfakcja. Uratowałem człowieka.
Jakoś czuję, że gęba mnie piecze. Patrzę we wsteczne. Gębę mam zjaraną na czerwono. Dookoła biały owal od kaptura. Wyglądam jak kotylion. Należało z filtrem. Źle dobrany krem.

DarekF

Written on April 3, 2020